Dookoła Polski 2014 rok
Pomysł udziału w V Maratonie Rowerowym Dookoła Polski rzucił Marek Zadworny późną jesienią 2013 r.
W trakcie naszych bardzo częstych zimowych rozmów telefonicznych rozmawialiśmy na temat maratonów szosowych, w których mieliśmy startować oraz o maratonie dookoła Polski. Obydwaj doszliśmy do wniosku, że powinniśmy spróbować ale w troszkę zmienionej formule.
Od razu wypłynął temat zaliczenia jak największej ilości górskich podjazdów, które to zaczął opracowywać Marek oraz plan przejazdu od Przemyśla do Szklarskiej Poręby. Bardzo pomocnym okazał się program Marcina Jędraszka Route Analyser, który wykorzystał do opracowania planu. (http://www.mikspec.pl/)
Wyznaczenie i opracowanie trasy
W trakcie opracowywania trasy Marek myślał o rozpoczęciu przejazdu w Przemyślu, ale po dokonaniu analizy stwierdził, że nie ma sensu męczyć się jazdą pociągiem z rowerem i sakwami i tak powstał już gotowy plan V Maratonu Rowerowego Dookoła Polski z początkiem i zakończeniem w Gryficach, w którym priorytetem był przejazd jak najwięcej z zaplanowanych górskich podjazdów. I tak po półrocznych przygotowaniach, gdzie w międzyczasie uczestniczyliśmy w maratonach z cyklu Pucharu Polski wielkimi krokami zbliżał się dzień naszego wyjazdu.
Pierwsze etapy zaplanowane zostały dosyć długie, by później, w górach nie przesadzać z jazdą. Na początek był najdłuższy etap, więc wyjazd zaplanowaliśmy na 2 w nocy.
Pożegnanie – Plac Zwycięstwa Gryfice
10 lipca o godz. 17 odbyło się pożegnanie na Gryfickim Placu Zwycięstwa. Oprócz wszystkich członków Gryflandu, żegnał nas również Zastępca Burmistrza Gryfic Waldemar Wawrzyniak – przyjaciel Klubu i wszystkich rowerzystów, Prezes Klubu Sportowego „Masters” Krzysztof Krzeczkowski, rodzina Marka oraz Robert Siutyła, dla którego nasz przejazd dookoła Polski był formą wsparcia w Jego walce z chorobą.
Później już pożegnalny grill w gronie przyjaciół z Klubu i wczesna „cisza nocna”.
Wstajemy po godzinie 1 wszystko już jest przygotowane więc tylko jemy makaron i o 2 wyjazd. Jest ciepło, ale i tak jedziemy w nogawkach i wiatrówkach. Oświetlenie w moim rowerze to Magicshine MJ-872 LED i jest super, dlatego jadę pierwszy. Wiatr który wieje ze wschodu nie jest jeszcze tak dokuczliwy, ale i tak daje się odczuć co nas czeka przez cały dzień. Trzebiatów, Kołobrzeg i wjazd do Koszalina z racji wczesnej pory mija spokojnie. W Koszalinie około 5:20 czeka na nas Krzysiu Hamulka z klubu Dziki Koszalin. Pamiątkowe zdjęcie przy Polibudzie i razem jedziemy do Dąbek. Tam uzupełnienie płynów i jazda już we dwójkę dalej, bo Krzysiu po pożegnaniu wraca do Koszalina. Teraz już mamy cały czas odkryty teren i bardzo mocny czołowy wiatr. Kolejny punk żywieniowy Żelazna pod Wickiem. Pyszne słodkie bułeczki i cola. W Pucku czeka na nas kolejny Dziki Koszalin – Tomek Wolf. Ruszamy do Gnieżdżewa, gdzie mamy nocleg – robimy zakupy na kolacje i śniadanie i ruszamy na Hel. Pogoda się pogarsza ale nie pada. Dalej mocno wieje. Na Helu robimy pamiątkowe fotki i ruszamy z powrotem. W Gnieżdżewie kąpiel, kolacja, przygotowanie zestawu na kolejny dzień i ok. 22 spanie. Dzisiaj przejechaliśmy 380km pod wiatr, który dał się nam ostro we znaki.
Pobudka o 2.30 i ok. godz. 3.45 ruszamy w kierunku Redy gdzie na godz. 4:30 jesteśmy umówieni z Remkiem Ornowskim, który podobnie jak w ubiegłym roku Markowi tak i teraz zaproponował pomoc przy przejeździe przez Trójmiasto. Jazda główną drogą rowerami jest zabroniona więc zawsze wybierany był przejazd bardzo wcześnie rano, a Remek to asekuracja, jeśli kazano by nam zjechać na ścieżki rowerowe, po których całkowicie nie wiedzielibyśmy jak przejechać. W Gdyni zaczyna padać i w sumie nie przestaje aż do Fromborka. W Gdańsku Tomek „łapie gumę” i przy salonie Porsche mamy przymusowy postój . Po kilku minutach dołącza do grupy na szosówce Jarek Mrall, który w 2011 roku również pomagał Markowi przejechać przez Trójmiasto. Przejeżdżamy przez Gdańską Starówkę i w Sobieszewie Remek z Jarkiem wracają do Gdańska a my śmigamy dalej. Przed przeprawą promową w Mikoszewie kupujemy słodkie bułki i już na promie przebieramy się w suche ciuchy i jemy a Tomek rozbiera tylne koło i próbuje zakleić dętkę. Okazuje się jednak, że w kole poszła mu jedna szprycha i decyzja może być tylko jedna – Tomek rezygnuje z dalszej jazdy z nami. W Stegnach żegnamy się z Tomkiem , który jedzie do Krynicy, gdzie do tej pory nocował a my jedziemy dalej kierując się na Elbląg i Tolkmicko do Fromborka . Po paru dosyć wymagających podjazdach dojeżdżamy do Hotelu Kopernik gdzie jak co roku od czterech lat gości uczestników Maratonu Dookoła Polski Andrzej Piotrowiak. Szybko wieszamy w suszarni ciuchy i po prysznicu jemy pyszny obiadek. Wieczorem przy kolacji spotykamy się z Andrzejem, który jak zawsze zaproponował gorący posiłek przed porannym wyjazdem. Troszeczkę Marek powspominał wspólne starty w maratonach i po zrobieniu pamiątkowych fotek idziemy spać. Dzisiaj w deszczu przejechaliśmy 165 km
Dzisiaj wyjazd zaplanowany był bardzo wcześnie ze względu na długi odcinek etapu. Budzimy się ok 1 i po spakowaniu sakw idziemy na gorącą zupkę pomidorową z makaronem. Po przyjściu do pokoju Marek sprawdza pogodę i analizując prognozy (ma ostro lać) podejmuje decyzję o opóźnieniu wyjazdu o 2 godziny. Dodatkowe 2 godziny snu zawsze dobrze zrobi dla naszych organizmów. O 4:25 wyruszamy w drogę, przejeżdżamy całe Mazury bez niespodzianek zdrowotnych i pogodowych. Najważniejsze że nie pada, ale dojeżdżając do Gołdapi, gdzie jak co roku Marek robił przystanek na taki bardziej treściwy posiłek, który jest potrzebny na wymagający odcinek w okolicy Wiżajn, widzimy że są dosyć spore kałuże i dowiadujemy się że przed paroma minutami przeszła tu spora ulewa. Tak że opóźnienie wyjazdu z Fromborka było zasadne. W Sejnach zajeżdżamy do Litewskiej restauracji gdzie wcześniej zarezerwowałem lokalny litewski przysmak – Litewskie Zepelliny oraz Czynaki . Markowi bardzo smakowały Zepelliny (spróbował je jadąc pierwszy raz dookoła Polski w 2010 roku) . Po tak obfitym posiłku jeszcze parę km i jesteśmy w Płaskiej, gdzie mamy nocleg w placówce Straży Granicznej. Prysznic i spanie, bo wyjazd planowany jest wcześnie na 4 rano.
Wstajemy o 3.00 – zupka , ciasteczka Bel Vita i wyjazd o 4.30 do Bohukałów. Ściana wschodnia trasy to moje tereny. Decyzję wyboru trasy przejazdu Marek pozostawił dla mnie.
Jedziemy przez Mikaszówkę, Gruszki, Lipsk. Zatrzymujemy się w Dąbrowie Białostockiej, tam po zjedzeniu kilku słodkich bułek i uzupełnieniu napojów jedziemy dalej.
W Szudziałowie odwiedzamy mego przyjaciela Leszka Olchowika . Mamy czas tylko na chwilkę rozmowy z Leszkiem który chce nas serdecznie ugościć, my korzystamy z wody która przy gorącym dniu jest niezbędna i jedziemy dalej do Gródka, mojej rodzinnej miejscowości. Moja mama przygotowała nam wspaniałą „wyżerkę” makaron , zimny podpiwek i naleśniki z dżemem i twarogiem na drogę. W międzyczasie u mnie w rowerze wymieniamy przednie koło, które od jakiegoś czasu przy ruchach kierownicy wydawało dziwne metaliczne dźwięki. Około południa wyruszamy dalej w trasę. Dalej jest gorąco więc co jakiś czas musimy zatrzymywać się przy sklepie w celu uzupełnienia wody, która błyskawicznie znika z bidonów. Na miejscu jesteśmy ok. 21:30 więc tylko szybki prysznic , jedzonko i spanie
Dzisiaj zrobiliśmy 310km.
Budzimy się już ok.2:30 i jak co dzień zupka, ciasteczka i o 4 wyjazd. Dzisiaj czeka nas jazda po płaskim terenie ale dużym utrudnieniem jest fatalny stan dróg – dziury na drodze, które załatane są dosyć dobre dla samochodów ale nie dla naszych rowerów. Jest ciężko bo takie garby wybijają z rytmu i jedzie się wolniej i mniej komfortowo. Obydwaj odczuwamy ból w kolanach więc we Włodawie w aptece zaopatrujemy się w opaski uciskowe i „Voltaren Gel Max”, którym smarujemy bolące miejsca. Po drodze w Hrubieszowie myjemy nasze „rumaki” na myjni i po jakimś czasie po wyschnięciu smarujemy łańcuchy. Pod koniec drogi przed Tomaszowem Lubelskim zaczynają się już lekkie podjazdy. Jest późno więc po analizie pozostałej trasy wnioskujemy, że do miejsca noclegu dojedziemy praktycznie jak już będzie ciemno i tak jest. Na miejscu w Horyńcu Zdrój jesteśmy o 22 , szybka kąpiel jedzenie i spanie. Jutro czeka nas już etap górski a czasu na odpoczynek jest mało.
Pobudka o 3 rano i po drobnym posiłku o 4:30 wyjazd. Początkowo do Jarosławia jest płasko więc jedziemy dosyć szybko. W Radymnie czeka na nas kolega z Endomondo Piotr Król, który wyjechał nam na przeciw z zamiarem wspólnej jazdy. Na rogatkach Przemyśla mając w perspektywie spory wysiłek, bo już zaczynają się podjazdy, zatrzymujemy się na posiłek i uzupełnienie płynów. Pomimo wczesnej pory zaczyna się robić gorąco więc najbardziej potrzebna będzie duża ilość wody. W samym Przemyślu zaczynają się już krótkie ale też „treściwe” podjazdy. Dla nas z rowerami, które z sakwami ważą po ok. 27kg jest już co robić. Zaraz za Przemyślem pierwszy z listy podjazdów Dybawka i później już Góra Gronowa, na której są miejsca o sporym nachyleniu. Następnie wjeżdżamy na Leszczawkę by później męczyć się wspinając się na Przełęcz Przysłup – byliśmy zachwyceni krajobrazem Bieszczad na przełęczy a jeszcze bardziej pięknego zjazdu w kierunku Sanoka . Mając za rowerowego towarzysza w tym etapie miejscowego kolegę Piotra korzystamy z Jego podpowiedzi i w Załużu skręcamy na Lesko. Martwimy się troszkę o stan techniczny mego roweru bo cały czas coś trzeszczy i mamy obawy czy to czasami nie początek poważniejszej awarii. Zaraz za Leskiem zaliczamy Kostrzyń i w Uhercach Mineralnych dziękując Piotrowi za wspólną jazdę żegnamy się. Piotr jedzie na Ustrzyki Dolne i wraca do domku, my zaś wjeżdżamy na krótki podjazd Orelec, a w czasie zjazdu analizując czas i drogę do naszego noclegu w Czarnej Górnej jak również stan mego roweru i nasze wymęczone organizmy decydujemy się na skrócenie etapu i nocleg. Dodatkowo podjęcie decyzji ułatwia nam potężna burza widoczna w oddali nad Soliną. O 16:30 zatrzymujemy się w Bóbrce tuż przed Soliną i po solidnym posiłku idziemy spać.
Wstajemy o 5 rano i po gorącej zupce o 6:10 jedziemy w stronę Soliny. Od zapory mamy podjazd aż do Polańczyka . Dalej kierujemy się na Cisną pokonując podjazd Plisz , a za Cisną w Majdanie zatrzymujemy się na posiłek. Jest rano ale słoneczko świeci tak że możemy na czas postoju wywiesić nasze mokre rzeczy by powysychały. Marek analizując cóż może tak mocno skrzeczeć w moim rowerze prosi pana, który kosił trawę w pobliżu sklepu i przystanku regionalnej kolejki wąskotorowej o siekierę i znajdując spory kamień udaje mu się naprawić mój rower. Nie napisze jak to się odbyło – tajemnica. Jak już ruszamy to jest już bardzo ciepło i w perspektywie jazdy w upale ubieramy się „na krótko”. Jeszcze przed Komańczą zaliczamy podjazd Szczerbanówka i później, już przed Tylawą Czystogarb. W Dukli skręcamy do Pustelni Św. Jana, gdzie czeka nas krótki ale w końcówce bardzo mocny podjazd – w pewnym momencie licznik wskazywał 22% nachylenia i po raz pierwszy na maratonie moje przednie koło uniosło się do góry. Na górze w Kapliczce wpisujemy się do Pamiątkowej Księgi i jedziemy w dół do Dukli i Krościenka Wyżnego gdzie moi przyjaciele – Marta i Robert Szymańscy bardzo mile nas ugościli. Domowa kuchnia / pierogi z jagodami i inne pyszności / , domowa atmosfera , domowy wypoczynek . Marta wyprała nam wszystkie rzeczy – było super.
Wstajemy o 3 rano, Robert szykuje pyszną jajecznicę i po śniadaniu o 4:10 całą trójką ruszamy w drogę. Robert odprowadza nas do Nowego Żmigrodu i wraca , a my skręcamy w kierunku na Kąty zaliczając Przełęcz Hałbowską. Później wracamy – Nowy Żmigród, Gorlice i przed Grybowem zaliczamy podjazd Sośnie. Później kierujemy się na Krynicę i zaliczamy podjazd Krzyżówka gdzie na szczycie czeka na nas koleżanka z Endomondo Maja, która zaprasza nas na obiad. W bardzo miłej atmosferze spędziliśmy prawie godzinkę – Maju dziękujemy bardzo za obiad i towarzystwo. Po pożegnaniu pojechaliśmy dalej kierując się na Nowy Sącz gdzie mieliśmy nocleg. Po drodze jeszcze podjechaliśmy do Wierchomli Małej. W Nowym Sączu byliśmy ok godziny 17:30 przejeżdżając prawie 220km.
Dzisiaj wstajemy dosyć wcześnie o 2.30 wyjeżdżamy o godz. 4:00 – stacja docelowa Zakopane. Rano jest dosyć chłodno, więc jedziemy w deszczówkach i nogawkach. Dojeżdżamy do Zabrzeża skręcamy w kierunku na Lubomierz zaliczając w miarę łagodny ale dosyć długi podjazd / ponad 20km / Po dojeździe do Lubomierza wracamy tą samą drogą i jedziemy dalej drogą z pięknymi widokami do Krościenka nad Dunajcem. Tu skręcając w prawo podjeżdżamy pod przełęcz Snożka i później już droga z widokiem na Jezioro Czorsztyńskie prowadzi do Nowego Targu. Tu kierujemy się już na widoczne z daleka Tatry , a więc Bukowina Tatrzańska, gdzie mamy do pokonania ponad 4 km podjazdu. Później już tylko zjazd do Poronina i kultowy podjazd do Zębu znany z Tour de Pologne, jednak my wydłużyliśmy podjazd o ponad 1km jadąc w kierunku Gubałówki do pensjonatu prowadzonego przez przyjaciół Klubu jak i Maratonu Dookoła Polski Ani i Józefa Styrczuli. Marek przez trzy poprzednie lata jadąc dookoła Polski zawsze się zatrzymywał u Ani , która nie odmówiła mu żadnej pomocy, co roku wyjeżdżał oprany, wypoczęty i najedzony. Teraz też zaplanowaliśmy, że zamówimy sobie obiad u Ani a później jeszcze pojedziemy zaliczyć podjazd na Gubałówkę od strony Dzianisza. Tak też zrobiliśmy i po super obiedzie / pierogi z jagodami i żurek / jedziemy przez Gubałówkę do Zakopanego gdzie w placówce Straży Granicznej mamy nocleg. Dzisiaj zrobiliśmy 212 km ale z sumą przewyższeń 2462m więc było co robić. Był to jeden z przewidzianych trudniejszych etapów. Spać kładziemy się wcześnie bo jutro nas czeka jeszcze „mocniejszy” dzień. Całe szczęście że pogoda dopisała dzisiaj i tak samo ma być jutro.
Wstajemy o 3 , jemy zupkę i drożdżówki kupione wczoraj i o 4:20 wyruszamy do Morskiego Oka. Jest chłodno ale na początek zaliczamy podjazd Toporowa Cyrhla więc się rozgrzewamy. Dalej zjazd i wspinaczka na następny podjazd Polana. Później już zjazd do Łysej Polany i jedziemy w stronę Morskiego Oka. O tej godzinie tylko nieliczni turyści idą pod górę. Na miejscu robimy sobie pamiątkowe fotki, przebieramy się w suche rzeczy bo z wysokości ponad 1300 m npm przy zjeździe byłoby nam zimno i ruszamy w dół. Od Łysej Polany znowu podjazd Polana i skręcamy na Zakopane, gdzie po drodze zaliczamy Toporowa Cyrhlę od Polany. W Zakopanym jedziemy na Krzeptówki i jedziemy „treściwym” podjazdem na Gubałówkę, dalej do Zębu i już szlakiem Tour De Pologne kierujemy się na Biały Dunajec i podjeżdżamy kultowy podjazd Gliczarów. Cały podjazd nie jest taki straszny ale te dwie półki są masakryczne. Podjeżdżać na wzniesienie o nachyleniu ponad 22% na rowerze z sakwami to jest naprawdę szaleństwo. Ja się bałem że rower mnie nakryje. Ale jakoś daliśmy radę i później już kierunek Bukowina Tatrzańska. Tu zaczynamy podjazd na Cyrhlę i potem zjeżdżamy do Zakopanego zaliczając jeszcze raz Toporowa Cyrhlę od Polany. W Zakopanym robimy zakupy. Jeszcze tylko podjazd Kuźnice i o 14 jesteśmy już w miejscu noclegu. Dzisiaj to „tylko”129 km, ale z sumą przewyższeń 2357 m. Odpoczywamy.
Wstajemy wcześnie i po małym posiłku zbieramy się do drogi. Jak na wczesny poranek w Zakopanym jest dosyć ciepło a jeszcze dodatkowo rozgrzewamy się pokonując podjazd na Krzeptówki, po czym zjeżdżamy do Czarnego Dunajca. Później kierujemy się w kierunku najwyżej położonej w całości przełęczy w Polsce – Krowiarki. Zjazd z przełęczy i przejazd przez Zawoję aż do Makowa Podhalańskiego to czysta przyjemność z powodu super jakości nawierzchni drogi. W Makowie zbaczamy by podjechać pod Górę Makową. Później jedziemy do Suchej Beskidzkiej i tam pokonujemy piekielnie trudny podjazd Podksięże – długość 2,5km i na dzień dobry 8-10% by później jechać stromizną do 23%. Naprawdę było bardzo ciężko. Dalej już kierujemy się na Bielsko Białą i po drodze pokonujemy przełęcz Kocierską i Targanicką , dojeżdżamy do Porąbki i w Międzybrodziu Bialskim zatrzymujemy się na nocleg. Dzisiaj też się nie obijaliśmy , przejechaliśmy 163 km przy 2100 m przewyższeń.
Wstajemy o 3 rano i jak zwykle po drobnym posiłku o 5 ruszamy w drogę. Na początek 7 km podjazdu na Przegibek, później Bielsko Biała, Szczyrk i podjazd pod Salmopol. Po zjeździe do Wisły spotykamy mego znajomego – Karola z Białegostoku, który towarzyszy nam przez resztę dnia. Z Wisły jedziemy podjazdem Zameczek do Istebnej i dalej przez Koniaków podjazd na Ochodzitą. Wracamy przez Istebną i do Wisły podjeżdżamy podjazdem na Kubalonkę. Zaraz za Wisłą zatrzymujemy się w polecanej przez tubylców karczmie , gdzie jemy pyszną golonkę. Tu opuszcza nas Karol a my docieramy dosyć wcześnie do Goleszowa gdzie mamy nocleg. Po prysznicu Marek próbuje naprawić cały czas szwankującą przednią przerzutkę, ja natomiast jak zwykle poszedłem szukać kompa do przegrania plików z Garmina i wrzucenia na Endomondo oraz Stravę. Ok. 17:30 odwiedza nas mój znajomy z Zebrzydowic Bogdan Bujok. Jutro w perspektywie etap dosyć płaski.
Z Goleszowa wyjeżdżamy o 4 rano. Kierujemy się na Cieszyn i dalej na Racibórz i Nysę. Dojeżdżając do Prudnika łapie nas deszcz, który przy tak wysokiej temperaturze nie jest bardzo uciążliwy. Jeszcze przed Nysą zatrzymujemy się w przydrożnym barze i robimy sobie przerwę obiadową. Od Nysy cały czas patrzymy w niebo gdzie kłębią się chmury i zastanawiamy się gdzie i kiedy i czy w ogóle złapie nas burza. Mieliśmy zatrzymać się w Otmuchowie na planowany nocleg ale ze względu na wczesną porę i sporo przewyższeń w następnym dniu decydujemy się na dalsza jazdę. Zaraz za Złotym Stokiem wspinamy się na Przełęcz Jaworową i dalej Lądek Zdrój i o 17 zatrzymujemy się na nocleg w Stroniu Śląskim. Po zakwaterowaniu jedziemy zrobić zakupy. W czasie jazdy Marek czuje, że w tylnym kole coś mu puka. Przed sklepem sprawdza i okazuje się że centralnie w tylną oponę wbił się blachowkręt. Początkowo chciał go wyciągnąć, ale powstrzymał się do naszego powrotu do miejsca noclegu by być przygotowanym na zmianę dętki. Jednak po wyciągnięciu okazuje się że blachowkręt ma ok. 1cm a powietrze z koła nie uchodzi. Pozostawia wszystko na noc i rano okazuje się że jest wszystko ok. i można jechać. Wszystko dzięki super oponom z wkładką antyprzebiciową HD, w które wspólnie z Markiem zaopatrzyliśmy się na wyprawę.
Oponki Schwalbe Maraton Racer HD (z wkładką antyprzebiciową) zdały egzamin. Przed spaniem sprawdzamy pogodę na następny dzień – prognozy są fatalne. Zobaczymy co będzie rano.
Deszcz leje całą noc. Wstajemy wcześnie jednak po ocenie sytuacji pogodowej, sprawdzaniu na bieżąco w necie prognoz decydujemy o późniejszym wyjeździe. Ok 6 rano wiemy już, że dzisiaj cały dzień ma być taka „padaka” pogodowa. Przed 7 deszcz troszkę ustaje więc ruszamy. Na dzień dobry mamy podjazd pod Puchaczówkę więc się rozgrzewamy ale tylko troszkę bo już padający deszcz nas dostatecznie ochładza. Przed zjazdem pomimo opadów przebieramy się z suche rzeczy i zakładamy deszczówki które przy niskiej temperaturze na 10 km zjeździe najbardziej nas ochronią od wyziębienia. Dojeżdżając do Bystrzycy Kłodzkiej analizujemy warunki pogodowe i dalszą jazdę . Decyzja może być tylko jedna. W takich warunkach , przy temperaturze 10 stopni i padającym deszczu nie jedziemy w kierunku na Zieleniec tylko prosto do Ratna Dolnego gdzie mamy zarezerwowany nocleg. Miejsce to będzie nasza główna bazą wypadową na następne dwa dni. Przed 12 jesteśmy już na miejscu. Gospodyni widząc jak wyglądamy proponuje nam przepierkę rzeczy i rozpala w CO. Po południu przestaje padać ale my jesteśmy pewni o słuszności swojej decyzji. Odpoczywamy przed dwoma bardzo ciężkimi dniami, mamy przeprane suche rzeczy, i co najważniejsze suche buty. W mieszkaniu mamy kuchnię więc również i warunki do przygotowania posiłków są odpowiednie. Idziemy spać pobudkę planując na 4:30.
Dzisiaj wstajemy ok.4:30, jemy domowe śniadanko, które przyrządza Marek / jajecznica / i o 6 wyjeżdżamy w zaplanowaną trasę po Kotlinie Kłodzkiej. Już za Ścinawką jedziemy pod górkę przez Nową Rudę i podjazdem do Woliborza, później delikatny zjazd i Srebrna Góra, gdzie jeszcze podjeżdżamy pod samą Twierdzę. Teraz dosyć sporo km w dół przez Ząbkowice Śląskie aż do Kamieńca Ząbkowickiego, dalej do Złotego Stoku i kierując się w kierunku Kłodzka podjeżdżamy dwa podjazdy Mąkolno i Laski. Jest bardzo ciepło więc mamy sporo krótkich postojów w celu uzupełniania płynów. Od Złotego Stoku Marek jadzie sam planując naprawę roweru w sklepie w Kłodzku. Umawiamy się na Stacji Orlen zaraz za Kłodzkiem. W sklepie rowerowym Marek został załatwiony błyskawicznie , wymieniono mu linkę przedniej przerzutki i wyregulowano napęd. Od Polanicy Zdrój jedziemy ponad 4 km podjazdu do Szczytnej, później już w Szczytnej jedziemy na Szczytnik i po zjeździe zatrzymujemy się na obiad . Teraz nas czeka podjazd na Bobrowniki i do Zieleńca gdzie jesteśmy ok. 15. Czekając na otwarcie biura zawodów załatwiamy sobie przechowanie do jutra rowerów i po rejestracji Piotr, który już przyjechał z Gryfic z Romanem odwozi nas do Ratna, gdzie po zjedzeniu kolacji i załatwieniu z gospodarzem naszego porannego transportu idziemy spać. Jutro czeka nas bardzo trudny dzień.
Pobudka o godz. 4.45. Na śniadanie jemy makaron z masełkiem i o godz. 6.00 gospodarz podwozi nas do Zieleńca. Pobieramy rowery, zakładamy chipy i numery startowe i czekamy na start . Pogoda szykuje się piękna i już rano jest ciepło, startujemy razem w pierwszej grupie o 8. Założenia są takie żeby przejechać dystans GIGA co w górach na naszych rowerach dodatkowo obciążonych bagażnikiem i innymi dodatkami / całe szczęście że bez sakw/ niezbędnymi w przejeździe dookoła Polski jest sporym wyczynem. Początek to praktycznie zjazd do samej granicy , jednak już w samych Czechach zaczynają się podjazdy – ponad 40 km i cztery podjazdy które dają spora możliwość rozgrzania . Za ostatnim podjazdem mamy 10 kilometrowy zjazd po najlepszej jakości drodze aż do granicy i później już w Polsce też piękna trasa aż do podjazdu Różanka, którą wraz z późniejszym „sztywnym” Gniewoszowem pokonujemy 3 razy. Zaraz za podjazdem Różanka jest zjazd do wioski Różanka, droga straszna, same dziury, chyba wolałbym jechać po polnej drodze w lesie. Ten fatalnej jakości zjazd tez przejeżdżaliśmy 3 razy, Po przejechaniu trzeci raz Gniewoszowa jedziemy już długim podjazdem do Zieleńca na metę . Klasyk Kłodzki dystans GIGA ukończony. Po zjedzeniu zupki ruszamy do miejsca zakwaterowania i po długim zjeździe do Kudowy Zdrój mamy jeszcze na deser podjazd Karłów i później już zjazd do Ratna Dolnego. Jest wszystko ok. jesteśmy gotowi do dalszej jazdy. Dzisiaj był bardzo ciężki dzień – w sumie przejechaliśmy ponad 213 km z przewyższeniem 4076 m. Idziemy spać późno ale jutro przewidujemy troszkę luzu więc będzie czas wypocząć.
Pobudka o godz. 4.00, pakowanie sakw, domowe śniadanko bo przecież nocujemy w Ratnie i ok 5:40 jedziemy w kierunku Kowar. Po drodze zaliczamy dwa małe podjazdy Łączną i Szczepanów i na koniec krótkiego etapu mamy wisienkę na torcie – kultowy podjazd na przełęcz Okraj. Później już tylko zjazd do Kowar gdzie jesteśmy już o 12. Jemy na rynku placki po węgiersku, robimy zakupy w biedronce i jedziemy do Ośrodka MSW „Przedwiośnie” gdzie mamy zarezerwowany nocleg. Około godz. 16 na pogawędkę wpada kolega ze studiów, aktualnie Burmistrz Kowar Mirek Górecki. Dziękujemy za gościnę i po kolacji idziemy spać. Dzisiaj mając więcej czasu analizowaliśmy pogodę na następne dni i doszliśmy do wniosku, że pomimo mniejszej ilości km trzeba wcześniej wyjeżdżać by szybciej kończyć etap. Powodem takiego rozumowania były prognozowane popołudniowe burze, a czując gorące powietrze wiedzieliśmy że te burze mogą być gwałtowne i bardzo niebezpieczne. Teraz po ukończeniu maratonu wiemy że było to trafne rozumowanie a przykładem były następne dni.
Budzimy się o godz. 3.30 . Dzisiaj jest krótki etap ale z wieloma podjazdami i to takimi konkretnymi. Śniadanie to zupki Amino rosół z makaronem i herbata z ciasteczkami Belvita. O 5 ruszamy, na początek przełęcz Karpnicka i zaraz po niej dosyć „mocna” Miedzianka. Następna na liście podjazdów jest Przełęcz Rędzińska, jeden z najtrudniejszych podjazdów w Polsce. Po zjeździe zaliczamy Przełęcz Kowarską i kierując się do Karpacza podjeżdżamy pod Orlinek i dalej Świątynię Wang i Jagniątków. Później już równy ale długi podjazd do Szklarskiej Poręby gdzie w ostatniej chwili kryjemy się w barze przed burzą i ulewą. Mając 200 metrów do miejsca noclegu siedzimy w barze ok 3 godzin czekając aż skończy się ulewa. Po burzy w sklepie robimy małe zakupy i jedziemy do miejsca noclegu. Po pogawędce z właścicielem, zjedzeniu kolacji analizujemy pogodę na jutro i decydujemy o odpuszczeniu jazdy do Bogatyni . Ma być gorąco ale od południa zapowiadają burze i deszcz, tak że chcemy zdążyć zakończyć jazdę jeszcze przed burzą. Dzisiaj przy 107 km suma przewyższeń wyniosła prawie 2200 m, tak że też ciężki dzień. Jutro kończą się podjazdy.
Po wczorajszej analizie pogody wstajemy wcześnie o 3:30 . Po zjedzeniu gorącej zupki z makaronem przed 5 obieramy kierunek jazdy na Jakuszyce , i „podpisując listę obecności” na granicy Polsko – Czeskiej wracamy do Szklarskiej Poręby. Po zaliczeniu ostatniego podjazdu – Zakrętu Śmierci mkniemy już w dół na Świeradów Zdrój i dalej na Żagań. Tu odbijamy parę km w bok żeby dojechać do miejsca noclegu który mamy zarezerwowany dzięki pomocy naszej wspólnej rowerowej przyjaciółce z Endomondo Madzi Diaków. Już przed Żaganiem przy bardzo gorącym i parnym powietrzu czujemy że może zahuczeć, więc depczemy mocniej na pedały żeby do Jabłonowa dojechać jak najszybciej i zdążyć przed nadchodzącą burzą. Na miejscu jesteśmy już o 12:30 . Warunki w znalezionym przez Madzię Gospodarstwie agroturystycznym świetne, mamy do dyspozycji spory pokój z aneksem kuchennym , a gospodyni zaproponowała nam domowe jedzonko a my oczywiście bez zastanowienia przystaliśmy na propozycje. Pojechaliśmy jeszcze na drobne zakupy do pobliskiego sklepu i zasłużony odpoczynek. Obiadek był pyszny żurek, schabowy i kompot z jabłek. W międzyczasie gospodyni przeprała nam ciuchy rowerowe, które przy takiej pogodzie bardzo szybko nam wyschły. Po południu odwiedza nas Madzia która przyjeżdża na rowerku i przywozi pyszne ciasto pieczone przez Jej mamę. Siadamy sobie we trójkę w altance i nawadniając się, jedząc ciasto rozmawiamy. Madzia to bardzo miła i sympatyczna kobietka, maksymalnie rowerowo zakręcona – a mając na uwadze nasze „rowerowe choroby” – bardzo bliska naszym sercom. Sielanka nie trwa długo, zbierają się ciemne chmury, które nie zapowiadają nic dobrego więc Madzia musi wracać do domku a my po kolacji i analizie jutrzejszej pogody idziemy spać. Jutro też trzeba uciekać przed prognozowanymi na wczesne popołudnie burzami. Dziękujemy Madziu za pomoc i za chwile spędzone w Twoim towarzystwie.
Pobudka zaplanowana była na godzinę 3 i tak wstajemy. Podobnie jak przez ostatnie prawie trzy tygodnie rano prawie wszystko robimy „z automatu” poranna toaleta, wczesno poranne śniadanko – gorąca zupka z torebki , przeważnie rosół z makaronem Amino, podział ubrań które zakładamy rano i innych które pakujemy do sakw, jak mamy jeszcze ochotę to gorąca herbatka i przekąska w postaci ciasteczek BELVITA . Po spakowaniu sakw jest jeszcze bardzo ważna czynność – ważenie. Mając podręczną wagę ważymy sakwy by miały zbliżoną do siebie wagę, po prostu po zamontowaniu sakw na bagażniku jest równe obciążenie roweru co wiąże się z bezpieczeństwem jazdy. Teraz już tylko ubieranie stroju kolarskiego, zapakowanie wcześniej przygotowanych napojów w bidonach i można jechać. Ruszamy o 4:30 , na drogach pusto, ciepło i bezwietrznie więc jedzie się komfortowo. Przejeżdżamy kolejno przez Nowogród Bobrzański , Krosno Odrzańskie, Słubice a przejeżdżając przez Kostrzyń widzimy mnóstwo ludzi , którzy przybywają do tego miasta bawić się na Przystanku Woodstock. Ta zabawa już zaczyna się w mieście – wielkie tłumy, zamknięte ulice, stoiska z napojami i jedzeniem, które nas najbardziej interesują więc i my zatrzymujemy się by poczuć choć przez chwilę tą atmosferę . Coś tam jemy, uzupełniamy płyny i już mkniemy dalej pomiędzy tymi, którzy zmierzają do miejsca koncertu. Do Mieszkowic dojeżdżamy po 13. Po zakwaterowaniu idziemy na zakupy, jemy kebab i wracamy na odpoczynek. Po południu przychodzi ulewa co fajnie orzeźwia powietrze. Jemy kolację i spanko. Jutro już Szczecin, spotkanie z Witkiem, „apteka” – dużo atrakcji. W porozumieniu z Witkiem, który ma wyjechać nam na przeciw wyjazd planowany jest na 5 rano.
Wstajemy o 3:30 i po wszystkich niezbędnych czynnościach opisanych w poprzednim dniu ruszamy w drogę planowo o 5. Cedynia , Chojna, Krajnik Dolny, Widuchowa gdzie ja swego czasu jak byłem młody i piękny odbywałem praktykę zawodową – oczywiście pojechałem zobaczyć „stare śmieci”. Marek ruszył w kierunku Gryfina i w połowie drogi spotykamy Witka. Po powitaniu już we trójkę jedziemy do Gryfina a później skręcamy w kierunku Niemiec i dalej już ścieżkami rowerowymi omijamy Szczecin kierując się do „apteki” Witka. Po chwili odpoczynku , zjedzeniu obiadku i uzupełnieniu płynów jedziemy z Witkiem do Nowego Warpna. Pogoda bajeczna więc na miejscu zwiedzamy miasteczko zatrzymując się na chwilkę przy „wodopoju” na plaży. Po pożegnaniu z Witkiem który już pomknął do domku jedziemy na kwaterę i tam po pomaratonowej toalecie idziemy do sklepu na zakupy. Później już tylko jedzonko i odpoczynek. Jutro ostatni dzień maratonu. Pobudkę planujemy wcześniej na 2:30.
Budzimy się o 2:30 i po standardowych porannych czynnościach wyjeżdżamy już ok. 3:40. Można by było wyjechać później, jak będzie już widno ale powód jest jeden i to bardzo ważny – przejazd przez centrum Szczecina. W poprzednich maratonach Marek już to przerabiał – trzeba przejechać ok 6 rano jeszcze przed porannym szczytem przez Szczecin, jest dużo bezpieczniej a później już spokój. Zresztą ja mam bardzo dobre oświetlenie. Jak już wyjechaliśmy ze Szczecina w okolicach Załomia jesteśmy o 7 rano i „otwieramy Biedronkę”. Oczywiście postój na małą przekąskę, a przy okazji przebieramy się. Promienie słoneczne już fajnie podgrzewają powietrze, po widocznym bezchmurnym niebie widzimy, że prognozy na dzisiejszy dzień się sprawdzą – będzie gorąco. Nawet południowy wiatr ma nam sprzyjać. Z Goleniowa kierujemy się na Stepnicę, Wolin, a przed Świnoujściem wyjeżdżają po nas koledzy z K.S Uznam. To już jest coroczna tradycja kiedy w ostatnim dniu Maratonu Dookoła Polski jadąc do Świnoujścia nasi rowerowi przyjaciele z K.S.Uznam witają nas wyjeżdżając nam naprzeciw i pilotują do promu. Tam spotykamy się z przedstawicielami regionalnej prasy i na gorąco udzielamy wywiadów. Robimy również pamiątkowe zdjęcia z pozostałymi rowerzystami z K.S.Uznam którzy przyjechali nas powitać . W tym roku również przeprawialiśmy się na drugi brzeg i podobnie jak w 2010 roku kiedy wraz z Krzyśkiem Sobkowiakiem Marek kończył I Maraton Rowerowy Dookoła Polski, przy tak pięknej pogodzie tak i teraz rozmawiamy sobie z redaktorem regionalnej TV o całej naszej wyprawie => (patrz). Później już na drugi brzeg i jedziemy na Międzyzdroje, Dziwnów, Pobierowo, Rewal gdzie spotykamy kolegę z Pogorzelicy Mariusza Kucharskiego. Razem jedziemy do Pogorzelicy i robimy sobie przerwę na dużą porcję lodów. Po chwili dojeżdża do nas żona Mariusza Ania i przy spożywaniu lodów opowiadamy o wyprawie. Czas w miłej atmosferze płynie nieubłaganie, ale my musimy już jechać. Zaraz za Pogorzelicą witają nas koledzy z klubu – Stanley , Roman, Mariusz i Kasia. Po chwili dojeżdża również Rysiu i już wszyscy razem jedziemy do Gryfic. W Trzebiatowie Mariusz wraca do domku a my zaraz po 18 jesteśmy na Placu Zwycięstwa w Gryficach gdzie czekają na nas znajomi i rodzinka Marka. Powitał nas też Zastępca Burmistrza Gryfic, kolega serdeczny Marka i wielki przyjaciel rowerzystów Waldemar Wawrzyniak. Dziękujemy wszystkim za przybycie i oficjalnie kończymy V Rowerowy Maraton Dookoła Polski. Później już przed domem siedzimy wszyscy i przy grilu opowiadamy swoje przeżycia. Jesteśmy jednak zmęczeni i kładziemy się wcześniej spać, bo przecież ja już wcześnie rano muszę jechać do Białegostoku. Z żoną nie widziałem się od 4 lipca i tęsknota udzieliła się nie tylko mnie ale Irenie również.
Treść. | 11.07.14 | 12.07.14 | 13.07.14 | 14.07.14 | 15.07.14 | 16.07.14 | 17.07.14 | 18.07.14 | 19.07.14 | 20.07.14 | 21.07.14 |
Miejsce docelowe | Gnieżdżewo | Frombork | Płaska | Bohukały | Horyniec | Solina | Krościenko W. | Nowy Sącz | Zakopane | Zakopane | Międzybr. B |
Dystans km |
380,26 | 165,57 | 339,80 | 310,61 | 306,10 | 197,90 | 147,28 | 219,22 | 212,80 | 128,92 | 163,17 |
Godz. wyjazdu | 1:59 | 3:42 | 4:25 | 4:33 | 4:07 | 4:29 | 6:12 | 4:26 | 3:56 | 4:23 | 3:52 |
Ilość godz. w siodle | 15:05:33 | 7:12:35 | 13:44:07 | 13:29:04 | 14:12:00 | 9:06:40 | 7:10:27 | 9:57:32 | 10:23:32 | 7:00:51 | 7:51:52 |
Godz. przyjazdu | 19:45 | 14:30 | 20:40 | 21:30 | 22:00 | 16:50 | 15:50 | 17:30 | 18:20 | 14:00 | 15:30 |
Średnia prędkość | 25,2 | 23,0 | 24,7 | 23,0 | 21,6 | 21,7 | 20,5 | 22,0 | 20,5 | 18,4 | 20,7 |
Łącznie w górę | 1658 | 578 | 2112 | 1215 | 981 | 1797 | 1876 | 1965 | 2462 | 2357 | 2102 |
Łącznie w dół | 1670 | 517 | 2036 | 1239 | 900 | 1688 | 1948 | 1950 | 1850 | 2343 | 2661 |
Kadencja | 62 | 62 | 60 | 58 | 56 | 58 | 64 | 66 | 65 | 68 | 68 |
Łącznie w górę | 2001 | 1798 | 847 | 2069 | 2903/645 | 1207 | 2191 | 1332 | 802 | 1128 | 1598 |
Łącznie w dół | 1996 | 1699 | 952 | 1551 | 2886/1127 | 1094 | 2053 | 1864 | 862 | 1135 | 1586 |
Kadencja | 69 | 71 | 71 | 71 | 76/70 | 61 | 58 | 59 | 61 | 63 | 61 |
22.07.14 | 23.07.14 | 24.07.14 | 25.07.14 | 26.07.14 | 27.07.14 | 28.07.14 | 29.07.14 | 30.07.14 | 31.07.14 | 01.08.14 | |
Miejsce docelowe |
Goleszów | Stronie Śl. | Ratno D. | Ratno D. | Ratno D. | Kowary | Szklarska P. | Jabłonów | Mieszkowice | Nowe Warpno | Gryfice |
Dystans km |
115,73 | 242,92 | 57,23 | 125,2 | 163, 50,65 | 96,47 | 107,71 | 154,2 | 178,08 | 186,38 | 260,77 |
Godz. wyjazdu | 4:58 | 3:56 | 7:00 | 6:01 | 7:59/16:10 | 5:40 | 5:08 | 4:54 | 4:32 | 5:07 | 3:53 |
Ilość godz. w siodle | 6:07:49 | 10:14:08 | 3:05:34 | 6:31:52 | 7:05:12/2:05:10 | 5:04:12 | 5:54:07 | 6:14:54 | 6:59:24 | 7:39:21 | 10:32:16 |
Godz. przyjazdu | 14:00 | 17:00 | 11:50 | 18:45 | 18:00 | 12:00 | 13:30 | 12:30 | 13:15 | 16:00 | 18:00 |
Średnia prędkość | 18,9 | 23,7 | 18,5 | 19,2 | 23,00 | 10,00 | 18,2 | 24,7 | 25,5 | 24,3 | 24,7 |
Łącznie w górę | 2001 | 1798 | 847 | 2069 | 2903/645 | 1207 | 2191 | 1332 | 802 | 1128 | 1598 |
Łącznie w dół | 1996 | 1699 | 952 | 1551 | 2886/1127 | 1094 | 2053 | 1864 | 862 | 1135 | 1586 |
Kadencja | 69 | 71 | 71 | 71 | 76/70 | 61 | 58 | 59 | 61 | 63 | 61 |
Po zakończeniu V Maratonu Rowerowego Dookoła Polski czas na podsumowania i refleksje.
Przejazd rowerami ponad 4300km w czasie 22 dni nie powala na kolana, ale taki przejazd z sakwami i sumą przewyższeń ponad 37 tys metrów to już jest coś. Są jeszcze inne problemy z którymi ja wraz z Markiem musieliśmy się uporać. Pierwsze – to wczesne wstawanie. Zawsze uważałem i nadal uważam że wcześniejsze wyjazdy i wcześniejsze zakończenia etapów są bardziej korzystniejsze. Następnie jazda przez 22 dni bez dnia przerwy. A na koniec codzienne towarzystwo z drugą osobą, z towarzyszem podróży. Musieliśmy się nawzajem do siebie przyzwyczaić. Przebywanie ze sobą przez 22 dni non stop to duże wyzwanie ale daliśmy radę , obyło się bez sporów i większej różnicy zdań.Atmosfera była wzorowa przez cały okres podróży. Z kolegami z poprzednich przejazdów dookoła Polski nazywamy siebie „braćmi” i tak jest i tym razem.
Na koniec chcielibyśmy wraz z Markiem podziękować:
- Remkowi Ornowskiemu i Jarkowi Mralowi z Gdańska
- Andrzejowi Piotrowiakowi, hotel KOPERNIK Frombork
- Piotrowi Królowi z Przemyśla
- Marcie i Robertowi Szymańskim z Krościenka Wyżnego
- koleżance Maji z Endomondo
- Ani Styrczuli , noclegi Gubałówka
- właścicielom gospodarstwa Agroturystycznego Vir Dives w Ratnie Dolnym – Anna i Czesław Guszul
- Madzi Diakow – Nowa Sól
- Witkowi Buczyńskiemu – Szczecin
- Czarkowi, Jankowi , Ani i całemu Klubowi Uznam Świnoujście
- Ani i Mariuszowi Kucharskim – Pogorzelica
- zastępcy Burmistrza Gryfic Waldkowi Wawrzyniakowi
- wszystkim kolegom i koleżankom z K.R.Gryfland Gryfice
i na koniec szczególne podziękowania dla naszych żon Ireny i Uli za wyrozumiałość.
1 dzień w ujęciu Krzysia Hamułki
Gmina Gryfice – oficjalna strona internetowa