200 km Brevet Miechów – skok po małopolskie gminy 🙂
Sezon startowy rozpoczęty – mógłbym tak rzec. WRESZCIE !!!!!!!!!!
Dystans 202,34 km
W tym roku słabo u mnie z jazdą na rowerze z dwóch powodów:
– problemy z kręgosłupem (z tego między innymi powodu nie jeździłem rowerem od sierpnia 2016 do dnia 11 marca 2017 r.
– nędznej pogody – ale to był problem zapewne wszystkich.
Brak dystansów ultra, skłonności do podjadania słodyczy sprawiły, że waga nieco poszła w górę 🙁
No cóż.
Ze zdrowiem jest już u mnie lepiej i wracam do ulubionego zajęcia – trasy ultra długie.
Trochę to powiedziane na wyrost bo ultra to dystans dla mnie zaczynający się od 300 km.
Brevet w Miechowie „chodził” mi po głowie od jakiegoś czasu ale mając w pamięci ukształtowanie terenu w tamtym rejonie (masę pagórków często dość wymagających) nie zapisywałem się dopóki nie sprawdzę się na trasie u siebie.
Tak też się stało. Zrobiłem kilka wypadów powyżej „stówki” i doszedłem do wniosku, że śmiało można się zapisać do Miechowa na dystans 200 km.
Organizatorem brevetu byli dwaj mocarze rowerowi – Wojtek Leś i Marcin Durman, których znam z wcześniejszych brevetów.
Do Miechowa przyjechałem w przeddzień w godzinach popołudniowych, zakwaterowałem się w motelu na spokojnie zacząłem przygotowywanie sprzętu i wyposażenia do jazdy.
Rano śniadanie jajecznica i ruszam do MDK.
Spotkałem parę osób znajomych, pogadaliśmy o starych czasach i około godz. 8 udajemy się w rejon startu.
Założenie miałem takie aby ukończyć jazdę na spokojnie, mieszcząc się w limicie czasowym.
START – parę minut po godzinie 8 i ruszamy. Pogoda: pochmurno ale w miarę ciepło. Jadę w moim ulubionym zestawie – strój 1008.
Na trasie przetasowania – dzidowcy do przodu a reszta swoim tempem. Mi się nigdzie nie śpieszy i po około 60-80 km tworzy się delikatna grupka – 3 rowerzystów – ja, Krzysiu z Warszawy i Adrian z Czechowic-Dziedzic.
Adrian jedzie szybciej a my z Krzysiem Gradowskim jedziemy swoim tempem podziwiając ciekawe krajobrazy.
Razem dojeżdżamy do mety. Czas brutto 9 godz. 27 minut. Sporo, ale jak na pierwszą imprezę to nawet, nawet.
Podpisanie karty brevetowej, Medal, zupka regeneracyjna, pożegnanie się z organizatorami i w drogę pod prysznic na basenie miejskim.
Pomimo zapowiedzi opadów deszczu prawie całą trasę, z wyjątkiem rejonu przed m. Klucze gdzie delikatnie nas zmoczyło, jechaliśmy bez deszczu.
W trakcie jazdy namówiłem Krzysia – kompana rowerowego na trasie – do kolejnych brevetów.
Haczyk został połknięty i mam nadzieję, że spotkam Go na kolejnych brevetach.
WNIOSKI:
– „Trzeba się ruszać, żeby nie zardzewieć” – inaczej będzie problem z nadwagą 🙂
– Organizacyjnie brevet przygotowany bez zastrzeżeń. Kanapki robione przez Wojtka przepyszne.
– Trasa poprowadzona przez malownicze tereny małopolski.
– Trochę daleko ( z Białegostoku 460 km do Miechowa) ale w przeszłości pokonywałem dłuższe odległości (do Świnoujścia 750 km, Gryfice – 650 km).
– Pierwsze koty za płoty jeśli chodzi o udział w zorganizowanych imprezach rowerowych.
– Czas na kolejne przejażdżki w ramach zdobywania gmin.